YESforLOV Love Box – świetny zestaw kosmetyków i akcesoriów, ale czy na prezent?

Avatar photo
Autorka:
29.04.2024 · Czas czytania: 5 min

Przyznaję, że nigdy nie byłam fanką zestawów prezentowych, przynajmniej nigdy nie kupuję ich dla siebie. Zawsze towarzyszy mi myśl, że nie wszystkie elementy zestawu są mi potrzebne i że lepiej jest kupić osobno dokładnie te produkty, na których mi zależy. Postanowiłam mimo wszystko dać szansę niewielkiemu zestawowi akcesoriów i kosmetyków od marki YESforLOV, który ma idealnie sprawdzić się na wyjeździe czy jako prezent. Sprawdźmy to!

Oceń książkę po okładce

Zacznijmy od opakowania, bo w tym przypadku ma ono bardzo ważną rolę. Często nie zwracam nawet uwagi na kartonik, ale tutaj powinien grać pierwsze skrzypce. W końcu to Love Box, czyli pudełko miłości! No i muszę przyznać, że trochę się tu zawiodłam. Jeśli produkt jest zestawem, który w dodatku reklamuje się jako idealny na prezent, to powinien być elegancko zapakowany. Tutaj mamy do czynienia ze zwykłym białym kartonem, nawet niezbyt sztywnym.

Pudełko jest wielkości książki i tak też się otwiera. Na okładce znajdziemy jedynie czarny napis „Love Box” oraz złote logo producenta – ten minimalizm odrobinę ratuje całe to opakowanie. Wieczko zamyka się na dwie zakładeczki. Zdecydowanie bardziej widziałabym tu zamknięcie magnetyczne – ciche, bardziej reprezentacyjne i całkiem powszechne w świecie gadżetów erotycznych. Krótko mówiąc, naprawdę mogło być lepiej. To, moim zdaniem, nieszczęsne pudełeczko kryje w sobie cztery elementy zestawu: szarfę, kości do gry, żel i olejek.

Gorący żel stymulujący

Dwa ostatnie produkty, które wymieniłam, to bardzo mocne plusy tego zestawienia. Pierwszy kosmetyk to żel stymulujący łechtaczkę w niewielkiej tubce, która na pierwszy rzut oka przypomina miniaturowy hotelowy szamponik. Wydaje się bezzapachowy, chociaż nie jestem do końca pewna. Rozprowadzając go na dłoni można poczuć, że ma żelową, ale dość rzadką konsystencję. Posmarowałam nim nadgarstek i po chwili już zniknął.

Jednak dopiero kontakt z łechtaczką pozwala odkryć prawdziwą moc tego produktu. W pierwszej chwili nie czułam nic, potem chłód. Pomyślałam, że to bardzo dziwne, bo przecież żel miał mieć właściwości rozgrzewające. Kiedy dotknęłam palcami łechtaczki, poczułam ciepło i mrowienie, tak jakby ten wynalazek aktywował się dopiero w chwili dotknięcia! Mimo precyzyjnej aplikacji i użycia niewielkiej ilości, to uczucie wspaniale rozchodzi się wszędzie dookoła. W dodatku wydaje się wchodzić głęboko w skórę, co działa cuda w już i tak bardzo wrażliwym miejscu.

Kiedy dotknęłam palcami łechtaczki, poczułam ciepło i mrowienie, tak jakby ten wynalazek aktywował się dopiero w chwili dotknięcia!

Kolejnym plusem jest po prostu nawilżenie, o które staram się dbać przy każdej stymulacji. Oczywiście ten żel nie zapewni nam tak długotrwałego poślizgu jak lubrykant, ale nie wymagajmy zbyt dużo od produktu, który ma trochę inne przeznaczenie. 

Błyszczący, pachnący olejek

Drugi kosmetyk, który znajdziemy w zestawie, to olejek do masażu z afrodyzjakami. Marka oferuje dwie wersje zapachowe, w komplecie dostajemy zapach „czarujący”. W składzie znajdziemy między innymi olejek z marakui oraz ekstrakty z imbiru czy rozmarynu. Nie mam nosa do perfum, ale określiłabym ten aromat jako świeży, lekki i delikatnie słodki.

Konsystencja olejku jest bardziej wodnista niż ciężka i lepiąca, więc łatwo i gładko rozprowadza się na skórze. Łatwo w nią wnika i nadaje jej piękny blask. Nie wygląda to jak typowy olejek do opalania i nie pozostawia wrażenia tłustości. Mam wrażenie, że ten błysk zawdzięczamy jakimś drobinkom, chociaż producent o nich nie wspomina. Buteleczka zawiera 30 mililitrów olejku. Jak na nasze potrzeby to całkiem sporo, bo wystarczyło na cztery bardzo satysfakcjonujące masaże wybranych miejsc.

Butelka jest szklana, co jest zdecydowanym plusem w przypadku zestawu prezentowego – wygląda to po prostu elegancko, jak mały flakonik perfum. Z uwagi na to, że to produkt w wersji miniaturowej, nie wymagam precyzyjnego aplikatora, tutaj szyjka butelki w zupełności wystarczy. Bardzo mnie cieszy, że efekty tak długo widoczne są na skórze. Wiadomo, że to masaż jest najważniejszy, ale bardzo lubię pięknie pachnieć i wyglądać jeszcze długo po grze wstępnej. 

Eleganckie kości do gry

Kości różnego typu to dość standardowy element różnych zestawów. Miałam już do czynienia z takimi zabawkami i przyznam, że ekscytowały mnie tylko na początku, potem na długo zostawały w pudełku. Na kościach od YESforLOV znajdziemy zarówno czynności (lizanie, masowanie, gryzienie…), jak i części ciała (piersi, szyję, stopy…). Są czarne, duże i ciężkie, a co za tym idzie nie wyglądają tanio i tandetnie. Są zapakowane w mały woreczek z czarnej organzy, co dodaje elegancji.

Fajnie jest używać ich w półmroku, bo odczytywanie ledwo widocznych połyskujących liter jest ekscytujące i tajemnicze. Minusem dla niektórych może być to, że kości nie są polskojęzyczne, bo napisy są po francusku i po angielsku. Jako miłośniczka wszystkiego, co francuskie, jestem zachwycona, w końcu to język miłości. Oby tylko gra wstępna nie zamieniła się w kurs językowy, bo znając mnie, to całkiem możliwe.

Kości są zdecydowanie ładniejsze od wszystkich tych neonowych koszmarków, które turlają się gdzieś w zapomnianych zakamarkach naszej sypialni. 

Wracając jednak do kości, raczej nie kupiłabym ich, gdyby były w sprzedaży osobno, ale stanowią całkiem fajne dopełnienie zestawu. Wydaje mi się, że jest to gadżet, o którym warto sobie co jakiś czas przypomnieć, aby nie został na zawsze w szufladzie. A te kości są zdecydowanie ładniejsze od wszystkich tych neonowych koszmarków, które turlają się gdzieś w zapomnianych zakamarkach naszej sypialni. 

Szarfa do krępowania, czyli czarny pas w łóżku

Najbardziej wyczekiwanym przeze mnie elementem zestawu była satynowa szarfa. Mam już w swojej kolekcji akcesoria do krępowania rąk i nóg, dlatego szarfę chciałam wykorzystać raczej jako przepaskę na oczy. Jak większość tego typu gadżetów, szarfa jest w czarnym kolorze, na obu końcach znajdziemy logo marki.

Jest wytrzymała, można za nią szarpać i z materiałem nic się nie dzieje. Myślę, że ma też optymalną długość: wystarczy, aby dobrze związać nogi i jeszcze zrobić kokardkę. Można też jednak kombinować, np. związać dłonie blisko siebie i zostawić zapas, jako coś w rodzaju smyczy. Materiał jest wyjątkowo przyjemny, wydaje się dość śliski, ale nie na tyle, by splot miał się poluzować.

Według mnie bardzo dobrze sprawdza się jako opaska: przyjemnie leży, zaciemnia (a nie jest to takie oczywiste!), nie spada z tyłu głowy nawet jeśli mamy długie rozpuszczone włosy. Co ważne, łatwo jest ją zawiązać samodzielnie. Sposoby na wykorzystanie takiej szarfy można wyliczać w nieskończoność. Mnie urzekła także zawiązana na szyi, jako luźna apaszka lub choker dopełniający komplet czarnej bielizny… Gdyby nie logo, to chyba nosiłabym ją również na co dzień. 

Jakościowy prezent dla… siebie

Myślę, że zestaw Love Box od YESforLOV, ma czym się pochwalić, a największym atutem są zdecydowanie kosmetyki. Zarówno żel, jak i olejek to produkty wysokiej jakości, których działanie odczuwamy jeszcze długo po pierwszej aplikacji. Z wielką chęcią sięgnęłabym po ich pełnowymiarowe wersje. Jeśli chodzi o szarfę, to spełnia ona swoje zadanie. Dobry materiał i naprawdę solidne wykonanie. Podobnie sytuacja ma się w przypadku kości – mimo że jest to gadżet dość prosty i oczywisty, to jakość wykonania nadaje mu nutkę luksusu.

Myślę, że zestaw Love Box od YESforLOV, ma czym się pochwalić, a największym atutem są zdecydowanie kosmetyki.

Wydaje mi się, że ten zestaw zasługuje na dwie osobne oceny. Kiedy patrzę na Love Box jako na miłe urozmaicenie wyjazdu z moim partnerem, to jestem naprawdę zadowolona – jest poręczny, mamy bardzo fajne kosmetyki, wyczekiwaną szarfę i kości, z których być może nie korzystam na co dzień, ale które mogą się przydać. Jednak jeśli ocenić Love Box jako zestaw prezentowy, to jednak wymagałabym trochę więcej elegancji i szyku, w szczególności od opakowania.

Recenzja pozostawia niedosyt? Szczegółowy opis zestawu Love Box od YESforLOV znajdziesz w naszym sklepie.

Avatar photo

O autorce:

Agnieszka

Hej, tu Agnieszka! Studiuję filologię i nic, co francuskie, nie jest mi obce. Moje największe pasje to muzyka i literatura, choć interesuję się także polityką i feminizmem. W świat gadżetów erotycznych weszłam niedawno, ale z przytupem!