Erotka Trzecia. Ozdoba
Nie była pewna, czy wiedział, jak się robi naszyjnik. Kochanie, wybierasz korale, odmierzasz długość nitki, nawlekasz przez maleńką dziurkę. Może być problem z trafieniem. Będzie łatwiej, gdy wcześniej poślinisz palce.
Być może początkowo będzie sądził, że to to zajęcie wyłącznie dla dziewczyn, ale ona szybko wyprowadzi go z błędu.
„Zrób mi naszyjnik z pereł, krótki, blisko ust” – ćwiczyła w myślach słowa, prawie czuła ich ciepło na języku. – „Nie musi być na stałe. Ważne, aby okalał moją szyję i zostawił po sobie błyszczący ślad wilgoci”.
– Zrób mi naszyjnik z pereł, blisko ust – powtórzyła, tym razem już na głos, muskając chłodnymi palcami wystające obojczyki. Po kręgosłupie przemknął jej przyjemny dreszcz.
Przyglądała się sobie w wielkim lustrze w lekko podniszczonej ramie, z ciemnosrebrną pajęczyną pęknięć w prawym dolnym rogu. Znalazła je kiedyś na osiedlowym śmietniku i przytargała sama do mieszkania, aby postawić naprzeciw łóżka i od tej chwili móc nakręcać się widokiem własnego ciała.
Odkąd jednak odkryła, jak potężną moc w sobie skrywa, najchętniej wycałowałaby całą siebie, starannie, bez pomijania choćby najmniejszego fragmentu.
Uwielbiała je. Swoje ciało (choć lustro też) – twarz w kształcie serca, lekką ezotropię lewego oka, ciemne brwi i rzęsy, rozchylające się do zewnątrz piersi, wcięcie w talii, delikatnie zaokrąglony brzuch, rozłożyste biodra, wąskie kostki, stopy w rozmiarze trzydzieści sześć, spirale włosów, konstelację pieprzyków, bliznę na łydce przypominającą księżyc. A właściwie więcej nawet – podziwiała. Nie zawsze tak było (znasz kogoś, u kogo zawsze?). Odkąd jednak odkryła, jak potężną moc w sobie skrywa, najchętniej wycałowałaby całą siebie, starannie, bez pomijania choćby najmniejszego fragmentu. Ponieważ jednak technicznie nie było to możliwe, pozwalała, aby robił to ktoś inny.
***
Lubiła błyskotki. Odkąd w Secret Delivery odkryła sekcję: „Biżuteria i ozdoby do ciała”, regularnie przesyłała mu na Messengerze swoje typy, a potem… spodziewała się niespodzianek. Podobało jej się połączenie kolorowych kryształkowych nasutników z ciepłym odcieniem własnej skóry. Uwielbiała, gdy cieniutkie żyłki złota oplatały jej przeguby i kostki, łaskotały we wrażliwe miejsca. Za najlepszy dodatek do małej czarnej uważała łańcuszkową konstrukcję śledzącą kontury jej piersi.
Najbardziej ze wszystkiego cieszyły ją naszyjniki. Zarówno te długie, z zawieszką w postaci pejczyka lub miniwibratora wpadającą pomiędzy piersi, jak i te krótkie, szerokie obroże zaciskające się tuż przy gardle.
***
Czuła kumulujące w niej napięcie, tak intensywne, że niemal bolesne.
– Chodź do mnie – powiedziała, a on przyszedł.
Pragnęła, aby wypełnił ją szczelnie, najszczelniej, tak, aby nie było prześwitów. Objęła go mocno, udami, ramionami, całą sobą. Marzyła o ciepłej wilgotnej ciemności – w takiej najlepiej widać gwiazdy. Zczepieni ze sobą, rozkołysali się razem w sobie tylko znanym rytmie. Czuła na brzuchu chłód uwięzionego między nimi srebrnego minipejcza, który wcześniej pomógł im wprowadzić się w odpowiedni nastrój. Od tamtego czasu była w ich ruchach gorączka, choć oboje wiedzieli, że spieszyli się wyłącznie po to, aby gwałtownie zwolnić tuż przed samą metą. Na finisze, fajerwerki, gwiazdy, rozbłyski jeszcze przyjdzie czas. Teraz chcieli spojrzeć sobie w oczy, roześmiać z przyjemności, pocałować ze smakiem rozciągnięte wargi.
Poruszała płynnie miednicą, pejczyk lekko smagał ją po skórze.
Trwali tak przez chwilę, odpoczywali, łapali oddech. Skóra przy skórze, usta przy ustach. W uszach zsynchronizowane bicie serc. Potem, ogarnięci nową energią, zmienili pozycję, ona na nim tyłem, on z pięknym widokiem na jej dolne wypukłości. Poruszała płynnie miednicą, pejczyk lekko smagał ją po skórze. Poczuła, jak jego dłonie, do tej pory gładzące pośladki, powoli przesuwają się do przodu, delikatnie rozchylają uda. Zanurzył w niej palce, najpierw tylko opuszki, a zaraz… Nie była w stanie już dłużej czekać, sama przycisnęła jego dłonie do łona, mocniej, Kochanie, niech płonie.
Trzyj, proszę, zostaw we mnie ślady swoich linii papilarnych, złam tę falę, która we mnie wzbiera, odkąd tylko zapytałeś: „Czy możemy panią rozebrać?”.
Po wszystkim zobaczyli na rozchełstanym prześcieradle plamy jasnej czerwieni. Nierówna pigmentacja i poszarpane kontury przywodziły na myśl akwarele.
– O cholera, przepraszam – wymamrotała, lekko zażenowana, rzucając się w kierunku pudełka z chusteczkami. – Nie spodziewałam się, naprawdę, według apki powinnam dostać dopiero za kilka dni…
Po tych słowach, nie odrywając od niej oczu, przejechał palcami po policzku, zostawiając na skórze dwa pionowe ślady w kolorze jarzębiny.
– Ej, ej – Stanął naprzeciwko niej, wyrwał pudełko, które podtykała mu pod nos, i rzucił za siebie, przefrunęło przez pokój tak absurdalnie pięknym łukiem, że aż zaparło jej dech. – Przestań. Ty masz swoje ozdoby, ja mam swoje – Po tych słowach, nie odrywając od niej oczu, przejechał palcami po policzku, zostawiając na skórze dwa pionowe ślady w kolorze jarzębiny.
***
Kolejne czekanie pod drzwiami, kolejna paczka od Almonda w rękach. Zauważyłem, że klienci tego sklepu – czy cokolwiek to było – zwykle kierują je do paczkomatów, rzadko wybierają opcję z dostawą do domu. Nie miałem pojęcia, czy ta informacja w jakikolwiek sposób przybliża mnie do rozwiązania zagadki.
Tak czy inaczej, ten odbiorca zdecydował się na wizytę domową.
Szczęk zamka. Nim zdążyłem zmienić wyraz twarzy, moim oczom ukazał się mężczyzna w jedwabnym granatowym szalfroku w tygrysy, niedbale przewiązanym w pasie szeroką złotą szarfą. Szlafrok jak szlafrok, to nie on przykuł moją uwagę. Z przerażeniem dostrzegłem, że na policzku, palcach i odsłoniętym fragmencie nagiego brzucha facet ma wyraźne smugi czerwonej mazi, do złudzenia przypominającej…
– No! – krzyknął, niemal wyrywając mi pudełko z dłoni. – Nareszcie! Rychło w czas! – Mrugnął do mnie porozumiewawczo, mimo że nie wiedziałem nic o żadnym porozumieniu. – Gdzie podpisać?
– Nie, nie, nie trzeba – Odruchowo odsunąłem się od jego czerwonych dłoni, starając się ukryć grymas strachu i obrzydzenia. – Do widzenia!
– Do widzenia, do widzenia…
Tekst: Ania Kurecka
Ilustracja: Joanna Mudrowska