Erotka Piąta. Siódmy kolor tęczy

Avatar photo
Autorka:
20.06.2022 · Czas czytania: 3 min
Nagi tors bez nóg i głowy, z koralikami na szyi unosi się na powierzchni wody, tworząc na niej kręgi. Nad wodą widać bąbelki.Nagi tors bez nóg i głowy, z koralikami na szyi unosi się na powierzchni wody, tworząc na niej kręgi. Nad wodą widać bąbelki.

Gdy stał na przystanku, czekając na tramwaj, czuł, że wciąż ma jej gładką skórę na palcach, jej skórę i kilka gorących kropli z wnętrza na opuszkach. Mimo chłodu wyjął ręce z kieszeni i zanurzył nos w dłoniach. Ulotna woń smoczego owocu, do tej pory wplątana w linie papilarne, tanecznym krokiem wdarła mu się do nozdrzy.

Gdyby ktoś go wtedy zapytał, co robi, powiedziałby: „Żegnam się”.

I być może ten ktoś skojarzyłby jego złożone ręce i słowa z modlitwą, i być może wcale by się tak bardzo nie pomylił.

Uważał, że jest coś bardzo sakralnego w orgazmie. Przyznaj, ten stan jest bliżej sacrum niż profanum. Orgazm to mała zapowiedź nieba, nieważne, w co i czy wierzysz.

***

Podczas jazdy tramwajem przyglądał się dyskretnie współpasażerom. Wyobrażał sobie ich życie seksualne, starając się wyjść poza ciasny schemat, do którego sam niejednokrotnie był wpychany. Gdy przesuwał wzrokiem po twarzach, kolorowe ruchliwe jak ryby obrazy w jego głowie zmieniały się niczym w kalejdoskopie.

Chuda dziewczyna z twarzą ukrytą za zbyt długą grzywką, w której szkłach okularów odbijało się blade światło smartfona, mogłaby dominować – lubić opiętość ciemnofioletowego lateksu, dźwięk własnego głosu wydającego rozkazy i zapach rosnącego napięcia. Może właśnie wysyłała na WhatsAppie szczegółowe instrukcje dotyczące dzisiejszego wieczoru.

Ta śliczna jak laleczka blondynka w obcisłym denimowym kombinezonie być może w ogóle nie interesowała się seksem. Z kolei siedzący obok niej poczciwy dziadek, któremu zielone żyły przebijały przez cienką, nakrapianą plamami skórę, mógłby do dziś tęsknić za silnymi dłońmi swojego przyjaciela z wojska.

Elegancka starsza pani w maślanym płaszczyku z jakiegoś powodu kojarzyła mu się z uległością. Widział ją na kolanach i z oczami wzniesionymi do nieba, gotową spełnić każde życzenie. Nastolatek z wielkimi jaskrawopomarańczowymi słuchawkami na głowie, który właśnie ustąpił jej miejsca, był w swoim świecie – w świecie, w którym został po lekcjach z nauczycielką biologii.

Pijaczek z tyłu w istocie mógł być romantykiem, na którego działały czerwone płatki róż rozsypane na pościeli, ociekające woskiem świeczki i głos Barry’ego White’a sączący się z głośników.

Zgodnie z naturalną koleją rzeczy zaczął się zastanawiać, jak sam mógłby zostać odebrany. Był duży i owłosiony, miał niski chrapliwy głos i wąską bliznę przecinającą prawą brew. “Delikatność” to ostatnia cecha, którą można byłoby opisać jego fizjonomię. Zwykle ludzie zakładali, że to, co na zewnątrz, równa się temu, co w środku.

Nie była pierwszą dziewczyną, przed którą obnażył coś więcej niż ciało.

A on lubił: kruche porcelanowe filiżanki, w których uszy nie mieściły mu się palce; chłodną gładkość jedwabiu, otulającego jego szerokie barki i muskającego włosy na klatce piersiowej; kąpiel w różowo połyskującej pianie; koronkową bieliznę (niestety nieczęsto dostępną w jego rozmiarze); słodki zapach krwi menstruacyjnej; policzki błyszczące od łez; brokat; biżuteryjne złoto chłodzące skórę; płynność ruchów; rozłożone nogi; motyli trzepot rzęs; szept łaskoczący płatek ucha.

Tami, od której wracał, była ucieleśnieniem wszystkich jego fascynacji. Jednocześnie w zadziwiający, bo pozbawiony zdziwienia sposób przyjęła fakt, że jego zachwyt wiązał się także z pragnieniem doświadczania.

Nie była pierwszą dziewczyną, przed którą obnażył coś więcej niż ciało. Jako pierwsza natomiast stwierdziła, że lubi krój oversize, i kupowała w vintage shopach obszerne jedwabne szlafroki z haftami na plecach, w które on również się mieścił. Obwieszała go swoją ukochaną biżuterią. Podczas tańca wymieniali się pierwszeństwem. Malowała mu paznokcie u stóp i uczyła sztuki makijażu rodem z “Euforii”. Wodziła po jego skórze delikatnymi materiałami, koronkami, piórkami i sztucznym futerkiem, z radosną uwagą obserwując jego reakcje.

Być może innych ta miłość własna by onieśmielała. Dla niego była czarująca. 

Uwielbiał sposób, w jaki się dotykała – jakby sama sobie wystarczała; sama z sobą chciała być, sama w sobie i na sobie, sama siebie chciała mieć. Być może innych ta miłość własna by onieśmielała. Dla niego była czarująca. 

Gdy oboje wrzeli, kochała się z nim najpiękniej na świecie. Po seksie jedli białe lody w wannie wypełnionej amarantem.

Czary-mary – mówiła wcześniej Tami, wsypując do rozgrzanej wody proszek Lovebath Shunga, a potem, zgodnie z jej słowami, działa się magia.

Nierzadko zbliżali się po raz kolejny, na wilgotno i parująco.

Jawa całowała się ze snem, gdy po wylizaniu sobie nawzajem palców nabierali w dłonie różowe żelowe kulki i masowali nimi rozgrzane uda, rzeźbiąc ich kształty wciąż na nowo. Nierzadko zbliżali się po raz kolejny, na wilgotno i parująco. Ślina smakowała wtedy chłodną słodyczą śmietanki, a aksamitna miękkość skóry zaskakiwała opuszki dokładnie tak jak za pierwszym razem.

Nie był pewien, czy podnieca ją widok jego ogolonych nóg albo rozmazany tusz na powiekach. Może tak, może nie, może czasem. Sprawiała raczej wrażenie, jak gdyby naśladownictwo traktowała jako największy komplement. A tak się składało, że to właśnie pochwały jej uroków najszybciej zraszały jej majtki.

Jej mieszkanie kojarzyło mu się z alternatywnym światem, tym po drugiej stronie króliczej nory. Mógł być Alicją, gdyby chciał.

Tyle że nie chciał.

***

W wolne dni korzystałem z komunikacji miejskiej, dzięki czemu – zamiast skupiać się na kierowaniu – mogłem wyglądać beztrosko przez okno albo obserwować zwyczaje innych ludzi.

Tym razem moją uwagę przykuł stojący nieopodal koleś, mimo nabrzmiałej wiosny od stóp do głów ubrany na czarno.

Na początku nie zajarzyłem.

Dopiero po chwili połączyłem kropki. To on, facet w szlafroczku. Miałem pamięć do twarzy, nawet jeśli akurat nie są umazane krwią.

Wyglądał całkiem normalnie, nie jak seryjny morderca. Z drugiej strony, czy nie to właśnie słyszymy od ich sąsiadów: „A taki był cichy, spokojny, zawsze się ukłonił, powiedział dzień dobry, no kto by się spodziewał”?

Zauważyłem, że też mi się przygląda. Ukradkiem. Niemalże widziałem pracę jego synaps. Czy to możliwe, że mnie rozpoznał? I czy może mnie uznać za… niechcianego świadka?

Na wszelki wypadek wysiadłem na następnym przystanku.

Nie znoszę, kiedy praca miesza mi się do prywatnego życia.

Tekst: Ania Kurecka
Ilustracja: Joanna Mudrowska

Avatar photo

O autorce:

Ania Kurecka

Hej, jestem Ania. Urodziłam się ponad 30 lat temu i nadal nie wiem, kim będę, gdy dorosnę. Jednocześnie dojrzałam już chyba do myśli, że nie muszę wiedzieć. Od niedawna spełniam marzenie o życiu cyfrowej nomadki i jest mi po prostu dobrze. Skończyłam dziennikarstwo i komunikację społeczną, a także antropologię literatury, teatru i filmu. Dla Secret Delivery stworzyłam cykl opowiadań Erotki. Moje IG: @literycztery.