Erotka Ósma. Zapach
Odebrał po trzecim sygnale.
– Kurier. Przesyłeczkę mam dla pana – Czasem te zdrobnienia są silniejsze od nas, przysięgam.
– O, świetnie! – Usłyszałem. To miłe, gdy ludzie cieszą się na spotkanie z tobą, mimo że nic o tobie nie wiedzą. – Zaraz do pana zejdę, pan pewnie zmęczony, a nasz budynek bez windy.
– Nie, nie, nie trze… – nie zdążyłem skończyć, bo już się rozłączył. Apodyktyczny empatyk.
Czekałem przed samochodem. Wieczór był ciepły, a ciężar paczki prawie niewyczuwalny. Czy w środku w ogóle coś było? Zerknąłem na nadawcę. Znowu Almond. Ja chyba oszaleję. Wcześniej jakieś narzędzie tortur, coś do inicjacji, inspiracji, innej -acji, a teraz co, powietrze?
Przyszedł. Mały, chudy. Drobnokościsty, jak to mówiła moja babcia. Chyba w moim wieku, choć z twarzą wiecznego chłopca. Gdyby był aktorem, mógłby przez dziesięć kolejnych lat grać licealistę.
Uśmiechnął się do mnie, przywitał grzecznie i odebrał przesyłkę. Machnął mi na pożegnanie drugą ręką.
– Proszę pana?
– Tak? – Odwrócił się i uprzejmie podniósł brwi.
Przełknąłem ślinę. Za chwilę złamię niepisany kodeks kurierski.
– Czy w środku jest powietrze?
– Nie – Roześmiał się i dodał z rozbrajającą szczerością: – perfumy do pościeli o zapachu podniecającym.
***
Leżeli blisko siebie, obaj nadzy, twardzi i pokryci mgiełką lepkiego jak miód potu. On na boku, podparty na łokciu, partner na plecach, z falującą klatką piersiową. Wokół białe chmury pościeli.
Niedawno uprawiali seks, jak widać na załączonym obrazku. On nadal miał ochotę, ale nie był pewien, czy na penetrację. Raczej na leniwą zabawę ciała z ciałem.
Bardzo chciał, żeby nie działo się nic, i żeby było to przyjemne.
Powoli zsunął dłoń po drugim, przyjemnie wypukłym brzuchu, aż zahaczył opuszkami o włosy łonowe. Podobał mu się ich zapach. Najpierw owinął sobie wokół wskazującego jedną z ciemnych, prawie czarnych spirali, w końcu palce odważnie zatonęły w wilgotnej miękkości.
Słuchał szumu hotelowej windy, która jeździła w górę i w dół, przypominając o istnieniu świata zewnętrznego. Miał wrażenie, jakby i coś w nim poruszało się w ten sam sposób, ruchem jednostajnym prostoliniowym podjeżdżało w okolice splotu słonecznego, aby następnie zjechać prawie na sam dół.
Od dłuższego czasu nieświadomie odtwarzał dłonią identyczny ruch. Zdał sobie sprawę dopiero, gdy partner wydał z siebie przeciągły pomruk rozkoszy.
Spojrzał na jego twarz, szeroko zamknięte oczy, ciasno otwarte usta, szczeliny zmarszczek, dołeczki porów, siwiejące skronie. Piękny. Postawił sobie za cel, że nauczy się tej twarzy na pamięć, samymi ustami. I ewentualnie koniuszkiem języka.
Zsunął wzrok po jego brodzie z równo przystrzyżonym zarostem i krótkiej szyi, musnął spojrzeniem zagłębienia obojczyków, zatrzymał się na okrągłych ramionach. Dostrzegł bliznę po szczepionce. Pochylił się i dokładnie zlizał z niej pot. Sól uszczypnęła go zadziornie.
Przypomniał sobie teraz, jak partner się rozbierał, a on mu się przyglądał.
Przypomniał sobie teraz, jak partner się rozbierał, a on mu się przyglądał. Jak szamotał się z klamrą paska, jak szerokie stopy zaplątały się w wąskie nogawki eleganckich spodni, jak długo mu zajęło rozpinanie świeżo wyprasowanej koszuli. Niektórym te dwie minuty pozbywania się zewnętrznej powłoki psują nastrój, ale on je lubił. Lubił tę niezdarność, tę zabawną złośliwość rzeczy martwych. Uważał, że ludzie za mało się śmieją podczas seksu.
Partner poruszył się, sięgnął po okulary w szylkretowych oprawkach, odsłaniając starannie wydepilowaną pachę.
– Bierzemy prysznic? – zapytał. – Ani mi się waż – powiedział nasz bohater stanowczo, zgiął się gwałtownie i zanurzył nos w gąszczu włosów na podbrzuszu partnera (dziękując w duchu, że ostrze golarki tutaj nie dotarło). Chyba trochę go tym zaskoczył, ale wyczuł, że było to miłe zaskoczenie.
Wiedział, że jest on jednym z tych czyściochów, którzy zawsze dokładnie się myją przed i po, a ubranie składają w kostkę albo przynajmniej odkładają na oparcie krzesła. Nie miał zamiaru go zmieniać. Specjalnie dla niego wybrał hotel, który goście uznali za: “lśniąco czysty”, dopytał obsługę o możliwość codziennej zmiany ręczników i zadbał o rozłożenie w łazience zestawu jego ulubionych kosmetyków. Gdy tamten brał prysznic, rozpylił na poduszce i kołdrze mgiełkę Titillating od YESforLOV, bo pamiętał, że przepadał za zapachem rozmarynu (i w ogóle zwykł odbierać świat zmysłem powonienia). Był ciekawy, czy wyczuje wszystko – i imbir, i ostre papryczki, i cynamon, i daktyle, i laskę wanilii.
Niedługo wstaną, wezmą prysznic, wyjdą zjeść coś, co będzie zawierać przynajmniej jeden z wymienionych wyżej składników.
Ale jeszcze nie teraz.
Teraz miał ochotę, aby poleżeli razem dłużej i powdychali nawzajem swoje zapachy – unikalne, wymieszane, ulotne.
Teraz miał ochotę, aby poleżeli razem dłużej i powdychali nawzajem swoje zapachy – unikalne, wymieszane, ulotne. Nie do zatrzymania w butelce. Na razie są na etapie nuty głowy, przed nimi jeszcze nuta serca i nuta bazy. Czy rozpoznają wszystkie akordy? Czy przypadną im do gustu?
Starał się o tym nie myśleć. Na razie chciał wspólnie obserwować sufit. Chciał słyszeć jego oddech. Chciał polizać mu wnętrza ud. Chciał czuć, jak na skórze wysychają gęste soki.
Chciał…
Zasnęli.
– Coś ci się śniło?
– A co?
– Jęczałeś chyba…
– Śniło mi się.
– Co?
– Seks.
– Ze mną?
Spojrzał mu w oczy.
– Nie tym razem.
Szukał na jego twarzy cienia. Byli na samym początku, nie znali się jeszcze na tyle, aby mógł przewidzieć reakcję na swoje słowa. Z ulgą usłyszał:
– Mam nadzieję, że było Ci dobrze – Poczuł na sobie jego ciężar. – A gdybyś miał ochotę na porównanie…
Tekst: Ania Kurecka
Ilustracja: Joanna Mudrowska