Daj się porwać w obroty – z rotującym wibratorem punktu G – Satisfyer Spinning G-Spot
Zerkając do naszej kolekcji gadżetów i zabawek (która już dawno przestała mieścić się w przysłowiowej szufladzie), dość szybko można spostrzec, że brakuje tam „prostych” wibratorów, bez wypustki typu króliczek lub innego rodzaju urozmaicenia.
Powód jest chyba dość prozaiczny – najczęściej angażujemy do działania zabawki dedykowane w jakiś sposób stymulacji łechtaczki. Często robimy jednak wyjątek dla tych, które w jakiś sposób przykują naszą uwagę: kształtem, funkcjami czy zastosowaną technologią. I tak właśnie poznaliśmy się z modelem Satisfyer Spinning G-Spot – po prostu nie mogliśmy wobec niego przejść obojętnie.
Klasyczna estetyka…
Satisfyer przyzwyczaił nas do pewnego standardu w designie swoich opakowań i tym razem też nas nie zawodzi.
Jak w innych produktach, tutaj również mamy pudełko o prostym, acz nowoczesnym designie, zamykane na magnetyczną klapkę, po uchyleniu której możemy podziwiać gadżet zza przezroczystego plastiku. Całość jest estetyczna i jednocześnie odpowiednio zabezpieczona – mamy pewność, że nikt przed nami nie miał zabawki w rękach. W zestawie jest również standardowy kabel zasilający.
Nasza wersja produktu ma przepiękny, śliwkowy kolor z wkomponowanym u nasady srebrnym uchwytem. Znajdziemy na nim trzy przyciski – jeden podwójny, pozwalający nam sterować prędkością i trybem wibracji oraz drugi, za pomocą którego regulujemy mechanizm odpowiedzialny za główny highlight bohatera dzisiejszej recenzji.
… i nowatorskie rozwiązania
No właśnie, bo dlaczegóż to ten produkt tak nas zainteresował? Otóż jak podpowiada jego nazwa, poza wieloma (aż 12) trybami klasycznych wibracji oferuje dodatkową funkcję – końcówkę o specjalnym, mającym stymulować punkt G kształcie, którą możemy wprawić w ruch rotacyjny. Dostępnych jest aż 5 różnych prędkości obrotów, co daje szeroką gamę kombinacji i zmienne poziomy natężenia stymulacji. Tyle suchych faktów – czas, aby zrobiło się mokro! A może być tak mokro jak tylko chcecie – gadżet jest całkowicie wodoodporny.
Poza wieloma (aż 12) trybami klasycznych wibracji oferuje dodatkową funkcję – końcówkę o specjalnym, mającym stymulować punkt G kształcie, którą możemy wprawić w ruch rotacyjny.
Nie tylko do punktu G
Nina: Chociaż produkt przeznaczony jest głównie do użytku wewnętrznego, postanowiłam zacząć od sprawdzenia jego działania na łechtaczce i jej sąsiedztwie. I muszę przyznać, że wypada całkiem nieźle – wibracje są dość intensywne, a obracający się czubek przyjemnie ślizga się po ciele.
Zdecydowanie jest to dobra opcja na rozgrzewkę, a na wyższych trybach nawet i na dojście do finału. Ja postanawiam testować dalej, pamiętając o lubrykancie i o wyłączeniu obrotów przed wprowadzeniem zabawki do środka (inaczej może być to nieprzyjemne). Wrażenia „z wewnątrz” były dla mnie bardzo interesujące – z jednej strony „zwykłe” wibracje, z drugiej całkiem nowe, acz przyjemne, uczucie ruchu w środku. Warto wiedzieć, że możemy używać go na dwa sposoby – trzymając za nasadę dość luźno porusza się cały korpus zabawki, natomiast gdy chwycimy ją bardziej zdecydowanie, obraca się przede wszystkim końcówka, stymulując z największą intensywnością okolice punktu G. Całość daje wyjątkowe doznania – dla amatorek zewnętrznej stymulacji łechtaczki mogą być niewystarczające do osiągnięcia orgazmu, ale wówczas wystarczy niewielka pomoc z zewnątrz 😉
Zawrotne zastosowanie
Matt: Dla mnie najlepszą częścią gadżetu jest jego wszechstronność – można wykorzystać go do masażu różnych części ciała, w tym oczywiście wulwy, penetracji urozmaiconej o różne rodzaje stymulacji czy nawet jak klasyczne dildo. Testując go na partnerce, zaobserwowałem, że jest łatwy w obsłudze, jednak może wymagać dość solidnego chwytu. Jeżeli trzyma się go zbyt słabo, wówczas ruchy okrężne będą „przenosić się” na rękę, co może osłabiać wrażenia osoby partnerskiej. Warto również zwrócić uwagę na to, że mechanizm obrotowy pracuje dość głośno, szczególnie na wyższych obrotach – osoby preferujące ciche gadżety nie wykorzystają w pełni jej potencjału.
Dla mnie najlepszą częścią gadżetu jest jego wszechstronność – można wykorzystać go do masażu różnych części ciała, w tym oczywiście wulwy, penetracji urozmaiconej o różne rodzaje stymulacji czy nawet jak klasyczne dildo.
Przyjemna odmiana
Satisfyer Spinning G-Spot nie był dla nas produktem rewolucyjnym, z pewnością jednak wprowadził powiew świeżości w naszej kolekcji. Szczególnie polecilibyśmy go amatorkom stymulacji wewnętrznej (w tym punktu G), fanom wszelkich gadżetowych „nowinek” oraz osobom, które poszukują zabawki spełniającej się w wielu zastosowaniach (aczkolwiek nie uniwersalnej – pytanie, czy taka w ogóle istnieje?). Z pewnością gadżet oferuje wiele przyjemności za równie przyjemną cenę – naszym zdaniem warto dać się porwać w tytułowe obroty 🙂
Po przeczytaniu recenzji chcesz dowiedzieć się więcej o rotującym wibratorze punktu G Spinning G-Spot? Zajrzyj do naszego sklepu.