Satisfyer Dual Pleasure, czyli wyjątkowy masażer 2 w 1 

Avatar photo
Autorka:
24.01.2022 · Czas czytania: 7 min
Osoba ubrana w białe spodnie i rozpiętą koszulę trzyma biały masażer Satisfyer Dual Pleasure przy brzuchu.Osoba ubrana w białe spodnie i rozpiętą koszulę trzyma biały masażer Satisfyer Dual Pleasure przy brzuchu.

Wibratorów innych niż z klasycznymi wibracjami nie ma jeszcze w mojej kolekcji, więc od razu po dostaniu listy produktów do recenzji, zaklepałam tę „Podwójną przyjemność” od marki Satisfyer. Znam legendy o pingwinku, którego nie udało mi się jeszcze dostać w swoje łapki, ale chociaż udało mi się potestować dla Was tę wersję 2 w 1.

Zaskakująco pokaźny, ładnie zapakowany

Nie przyglądałam się specyfikacji tego cuda jakoś szczególnie przed wybraniem go do recenzji, a dodatkowo kompletnie nie mam zdolności do wyobrażania sobie wielkości na podstawie wymiarów, więc moim pierwszym zaskoczeniem była wielkość. Spodziewałam się czegoś mniejszego, a jednak mamy tu pełnowymiarowy wibrator.

Zapakowany w ładne, solidne pudełko, właściwie gotowe do zapakowania na prezent. W komplecie oczywiście kabel do ładowania oraz instrukcja (brak języka polskiego), ale poza tym nic i jest to rozczarowujące. Nie wyobrażam sobie trzymać wibratora cały czas w tym dużym pudełku, sam gadżet, jak wspomniałam, jest spory i zdecydowanie potrzebuje dodatkowego woreczka do przechowywania. Na szczęście w tym przypadku z pomocą przyszedł duży woreczek dodany do dilda z serii „Fifty shades…”, którego recenzję również znajdziecie na blogu (zobacz recenzję).

Prosty panel sterowania

Dual Pleasure, jak nazwa wskazuje, to połączenie klasycznego wibratora z końcówką ssącą. Sterowanie głównie odbywa się za pomocą dedykowanej aplikacji, ale możliwe jest również sterowanie samodzielne, zacznę więc od niego.

Biały masażer 2 w 1 Satisfyer Dual Pleasure ma wydłużony kształt z otworem do bezdotykowej stymulacji na szerszym końcu.

Mamy osobne przyciski do sterowania końcówką ssącą i wibrującą. O ile ta pierwsza posiada właściwie dwa przyciski do naprzemiennego zwiększania i zmniejszania intensywności, o tyle przycisk do klasycznych wibracji jest jeden. Nie ma więc możliwości powrotu na niższą intensywność, jeśli będzie Wam potrzebna lub jeśli przeskoczycie któryś poziom przypadkiem. Trzeba się przeklikać przez wszystkie. Szkoda, bo to rozprasza i wybija z rytmu, choć rozumiem, że docelowo do sterowania służy aplikacja. Przycisk do wibratora służy również do włączania modułu Bluetooth.

2 w 1 czy 2 albo 1?

Jeżeli chodzi o sam design, to nie do końca pasuje mi ułożenie obu końcówek. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego końcówka ssąca jest ułożona po przeciwnej stronie niż odchylający się wibrator. To znaczy… rozumiem, jeżeli używać tych opcji całkiem osobno nie w wersji 2 w 1 tylko 2 albo 1, ale to zmarnowany potencjał.

Chcąc korzystać ze ssania na łechtaczce i jednocześnie z wibratora, to nagle końcówka wibrująca odchyla się w drugą stronę i niemal przestaje dotykać ciała. Chcąc korzystać tylko z wibratora i przykładając wibrator do waginy lub wprowadzając do pochwy, nagle przyciski sterujące mam od spodu, od strony łona. Po co? Dlaczego?

Aplikacja Satisfyer Connect

Dedykowana aplikacja „Satisfyer” to właściwie osobny rozdział do opisania.

Aplikacja jest dostępna w języku polskim. Aby korzystać w pełni z gadżetu, niezbędne jest utworzenie konta. Jeżeli chcecie udostępnić kontrolę na odległość partnerowi/partnerce, również muszą mieć oddzielne konto i z poziomu swoich kont przeprowadzacie weryfikację i niejako dodajecie się do znajomych. Parujemy również urządzenie. Przebiega to sprawnie, ale o funkcjonalności napiszę jeszcze później.

Nieskończone programowanie

W pierwszym oknie mamy dostępne funkcje sterowania w trybie „Zabawa lokalna”.

Osoba ubrana w białe szorty i podwiniętą, białą koszulę trzyma dość duży masażer Satisfyer Dual Pleasure przy talii.

Pierwszą z nich jest „Zaprogramuj zabawę”. Można tutaj ustawić domyślne tryby wibracji lub skorzystać z zapisanych programów (swoich lub udostępnianych przez innych użytkowników). Jest również opcja „sekwencji”, w których można łączyć rodzaje wibracji i ustawiać czas. Dla mnie to bardzo czasochłonne, wolałam wypróbować programy innych użytkowników i szczerzę podziwiam, że komuś się chciało to układać.

Osobiście irytuje mnie potrzeba układania wszystkiego samemu, wolę przeskakiwać z jednego standardowego trybu do innego, bo w końcu – oczekuję przyjemności, a nie tego, że po włączeniu gadżetu muszę jeszcze główkować, jaką chcę sekwencję. Tak naprawdę trzeba je układać, według mnie, w czasie wolnym, kiedy w ogóle nie macie ochoty na pieszczoty, bo inaczej szybko Wam się odechce.

Mamy również opcję „Kontroli na żywo”. Możemy tutaj w czasie rzeczywistym sterować silniczkami do wibracji i ssania lub zsynchronizować je, by działały razem.

Sterowanie palcem i dźwiękiem

Mamy również opcję „Kontroli na żywo”. Możemy tutaj w czasie rzeczywistym sterować silniczkami do wibracji i ssania lub zsynchronizować je, by działały razem. Można ustawić zapętlenie konkretnych ruchów, a na koniec zapisać program. Ma to sens, chociaż przyznam, że potrzeba koncentrowania się na ekranie i przesuwania palcami po każdą zmianę również nie jest dla mnie optymalna. Trzeba pamiętać przecież o tym, że przez cały czas trzymacie w jednej ręce gadżet, w drugiej telefon. Ewentualnie leży on na łóżku czy gdziekolwiek, ale dla osób potrzebujących skupienia, lubiących zamknąć oczy i nie skupiać się na niczym innym – to również nie zadziała.

W rytmie muzyki

Kolejna opcja to „Dźwięki otoczenia”. W teorii proste – wibrator reaguje na dźwięki, które wychwyci mikrofon i dostosowuje do nich wibracje. W praktyce – jakie dźwięki? Jedyne sensowne użycie tej opcji to wtedy, kiedy w domu słuchacie głośno muzyki w trakcie igraszek i lubicie wibracje zsynchronizowane z dźwiękiem. Innych opcji nie widzę. Mam buczeć, jęczeć, może gwizdać do telefonu, żeby uruchomić wibracje? Nie wiem jak u was, ale u mnie dźwięki, które wydaję w trakcie zbliżeń samej ze sobą lub z partnerem są już wynikiem przyjemności, a nie na odwrót. W mojej opinii – przerost formy nad treścią mocno.

Skoro wspomniałam o wibracjach zsynchronizowanych z muzyką, to lecimy dalej do kolejnej opcji, która właśnie do gwarantuje – „Muzyczna aura” daje Wam możliwość zsynchronizowania wibracji w rytm muzyki zapisanej na urządzeniu lub w Spotify. Dla mnie to jest numer jeden i to z tej opcji korzystałam w trakcie testowania najczęściej. To jest też w pewien sposób spełnienie moich fantazji, bo marzyłam o gadżetach, które wpasowywałyby się idealnie w rytm moich ulubionych piosenek.

Ale „She’s Got it” od „Clock Machine” i Kenny Wayne Shepherd z jego „Women Like You” to dla mnie orgazm murowany. And don’t change my mind!

Działa to dobrze z kilkoma detalami do poprawy od strony technicznej – czasem nie zmieni się tytuł na wyświetlaczu i czasem wibrator w ogóle nie reaguje na niskie, spokojne dźwięki. Duże lepiej nawiguje się też poprzez zapisane własne playlisty niż poszczególne utwory, bo wyświetla je chyba losowo (bo nie widzę również aktualizacji ze Spotify jako ostatnio słuchanych utworów), nie ma opcji wyszukiwania pojedynczych utworów. Ale „She’s Got it” od „Clock Machine” i Kenny Wayne Shepherd z jego „Women Like You” to dla mnie orgazm murowany. And don’t change my mind!

A jest to nic innego jak nagrane pikantne historie na Spotify, dopasowane pod wibrator, z którymi można płynąć, dopasowując intensywność.

Erotyczne dodatki i wrażenie nadmiaru funkcji

Z połączeniem ze Spotify łączy się ostatnia opcja (w tym pierwszym panelu) nazwana „Historie Remotyca” i oznaczona (w momencie testowania) jako NOWA.

Biały masażer 2 w 1 Satisfyer Dual Pleasure leży ssącą końcówką do góry na szarej narzucie z kilkoma kłosami zboża.A jest to nic innego jak nagrane pikantne historie na Spotify, dopasowane pod wibrator, z którymi można płynąć, dopasowując intensywność. Są w języku angielskim. Ciekawy pomysł, warto wypróbować. Ta recenzja ma już 6 tysięcy znaków, a ja dobrnęłam do końca pierwszego panelu. Ten był związany bezpośrednio ze sterowaniem urządzeniem i chcąc go podsumować, napiszę krótko – lepsze jest wrogiem dobrego. Ktoś chciał za dużo i w efekcie łatwo się pogubić i irytować tym, jak wiele rzeczy trzeba tu ustawiać ręcznie zamiast po postu odpalić urządzenie, pyknąć program i oddać się przyjemności.

Sterowanie na odległość nieidealne

Kolejny panel służy do gry zdalnej. To tutaj przekazujemy kontrolę nad urządzeniem zweryfikowanemu partnerowi. Można też wysyłać wiadomości, włączyć kamerę – tradycyjny komunikator z „dodatkiem”. Czy to działa płynnie i sprawnie? Nie zawsze. Potrafi się rozłączyć i anulować dostęp, bo tak.

W tym trybie odkryliśmy jeszcze jeden duży problem. Mianowicie – mój partner otrzymywał powiadomienia na swoim telefonie o mojej prywatnej aktywności w trybie lokalnym! Nie pomogła zmiana statusu u mnie na „niedostępny”, dopiero on musiał zmienić status, żeby przestać dostawać informacje o tym, że ja u siebie korzystam z urządzenia. To jest dla mnie niedopuszczalne, to absolutne złamanie prawa do prywatności i mam szczerą nadzieję, że to tylko jaki przejściowy bug po stronie producenta, nad którym pracują i wkrótce pojawi się aktualizacja.

Przydatne tryby od społeczności

Zakładka numer trzy to „Społeczność”. Tutaj znajdziecie programy udostępniane przez innych użytkowników. Można je ściągnąć i korzystać z nich w pełni. Podziwiam tych ludzi, że im się chce, ponieważ niektóre sekwencje mają po kilka minut i naprawdę są… satysfakcjonujące. To jest opcja, której pierwotnie oczekiwałabym od producenta, skoro oferuje mi aplikacje do sterowania wibratorem. A tymczasem dostajesz mobilny zestaw „zrób to sam” i robotę odwalają użytkownicy. Niemniej – można tu znaleźć perełki.

Podziwiam tych ludzi, że im się chce, ponieważ niektóre sekwencje mają po kilka minut i naprawdę są… satysfakcjonujące.

Niespodziewana funkcja

Został nam do omówienia ostatni panel, który jest dla mnie absolutną abstrakcją nie z tej ziemi, zaskoczeniem stulecia. Bo co jeszcze można upchnąć w tej aplikacji, w której na start, już w pierwszym oknie, jest wszystko – tworzenie programów, sterowanie głosowe, synchronizacja z muzyką, łączenie z partnerem, historyjki pobudzające, cuda na kiju! Czego jeszcze brakuje? W życiu nie zgadniecie.

Otóż producent stwierdził, że na swój oddzielny panel, całą pełną zakładkę w aplikacji, przypomnę, do sterowania gadżetami erotycznymi, zasługuje… Tam tara tam…. Ustawianie alarmu.

Tak. W aplikacji Satisfyer możesz sobie ustawić budzik! Masz do tego całą oddzielną zakładkę! How cool is that?!

Osoba ubrana w białe szorty i rozpiętą koszulę trzyma biały masażer Satisfyer Dual Pleasure przy brzuchu.…Nobla temu, kto mi to wyjaśni. Nawet jeśli z jakiegokolwiek powodu potrzebujecie ustawiać sobie alarm na czas igraszek, to, na litość, macie tę opcję standardowo w każdym telefonie świata, który spełnia wymagania do obsługi tej aplikacji. Także ja nie wiem. Niech mi ktoś wyjaśni, proszę.

Aplikacja do poprawy

Myślę, że ta ostatnia opcja najlepiej pokazuje to, o czym już wspomniałam – twórcy chcieli lepiej niż dobrze i przedobrzyli. W dużej mierze ta aplikacja mnie przytłacza, jest nieintuicyjna i ma dostępne kompletnie zbędne (żeby nie powiedzieć absurdalne, jak w przypadku budzika) opcje. Jest także problem z utrzymaniem połączenia. Wibrator potrafi przestać odpowiadać, rozłącza się po mniej niż minucie bez zmiany wibracji ręcznie. Jest również bardzo podatny na interferencje z innymi urządzeniami w pobliżu, co również skutkuje rozłączeniem. Trzeba wtedy całkiem zresetować urządzenie za pomocą guzika, bo już drugi raz się nie połączy, nawet jeśli widnieje na liście dostępnych urządzeń w aplikacji.

Twórcy mają zatem co robić, jeśli chodzi o aplikację. Drobiazgi są ciekawe, tylko ktoś chciał za dużo naraz.

Ciche wibracje i opcjonalne ssanie

Z ogólnych plusów należy wymienić cichość urządzenia – naprawdę spoko. I jeszcze monitorowanie stanu baterii w aplikacji.

Opcja fal ssących to ciekawostka dla zainteresowanych. To, czy podpasuje, jest kwestią indywidualną, dlatego też nie rozpisywałam się na jej temat w recenzji. Osobiście fanką nie zostałam, choć zważywszy na popularność pingwinka, jestem raczej w mniejszości, a nie chcę, żeby ktoś zniechęcił się co do samej formy stymulacji. Dla mnie ta opcja ssania wypadła jakoś słabo, nawet na wysokich obrotach i balansuje między nie czuciem prawie nic a irytującym podrażnieniem. Widać moje ciało i moja łechtaczka wolą klasyczne gadżetowe romanse.

Podwójna przyjemność?

Jeżeli jednak rozważacie sprawdzenie, jak nas Was zadziała moc ssania, to niestety nie polecę z czystym sumieniem „podwójnej przyjemności” od Satisfyer. Design w moim odczuciu jest nie do końca przemyślany, a aplikacja może przytłoczyć. Raczej postawiłabym na dwa gadżety – oddzielny do wibracji, oddzielny do pieszczot łechtaczki falami ssącymi.

PS: jeżeli macie partnera/partnerkę potrzebującego pełnej uwagi w trakcie zbliżeń i który/a łatwo się rozprasza lub nie akceptuje gadżetów lub tylko w pewnym stopniu, to również zakup do przemyśleń. Mój partner, z którym używamy wielu gadżetów, ale który potrzebuje czuć, że jestem myślami z nim, powiedział mi jasno – „jak grzebiesz w tym telefonie, to ja dostaję szału”. Warto więc przed zakupem porozmawiać i ustalić, co będzie akceptowalne dla obu stron.

Chcesz dowiedzieć się więcej? Przyjrzyj się specyfikacji gadżetu w naszym sklepie.

Avatar photo

O autorce:

Georgia

Chętnie propaguję pozytywne podejście do seksualności. Wynika ono po części także z wygranej walki z pochwicą, ponieważ w jej trakcie odczułam, że seks-tabu to nadal aktualny problem w społeczeństwie. Prywatnie jestem entuzjastką muzyki, gitary basowej, a z wykształcenia germanistką.