Lubrykant silikonowy Sliquid Silver do masażu, do miejsc intymnych i do zabaw w wodzie

Avatar photo
Autorka:
29.01.2019 · Czas czytania: 4 min
Buteleczka lubrykantu Sliquid Silver leży na jasnym tle. Obok stoją zapalone świeczki i bukiet czerwonych róż.Buteleczka lubrykantu Sliquid Silver leży na jasnym tle. Obok stoją zapalone świeczki i bukiet czerwonych róż.

Ostatnio wiele uwagi poświęcam temu, jak ważne jest, aby do każdej osoby podchodzić indywidualnie. W końcu jesteśmy inni w tak wielu aspektach, więc nic w tym dziwnego, że przekłada się to również na strefę łóżkową. Mamy swoje upodobania, przyzwyczajenia i fantazje.

Dlatego wielokrotnie wraz z partnerem udajemy się w piękną i ekscytującą podróż po strefach erogennych naszych ciał. Uczymy się siebie nawzajem, szukając drogi do wspólnej przyjemności. I mimo różnic, wciąż łączy nas jedno: dotyk. Którego często nie chcemy przerywać.

Masaż, seks i olejki

Największym moim odkryciem, jak i tajną bronią w pogłębieniu relacji z drugą osobą, było opanowanie sztuki masażu. Jeśli jeszcze tego nie próbowaliście – serdecznie polecam! To potrafi zbliżyć bardziej niż się wydaje. Jednak wiąże się to ze swoistymi wyrzeczeniami. W końcu większość dostępnych na rynku olejków, balsamów czy świec, wyklucza penetrację w trakcie albo bezpośredniopo przeprowadzonej sesji relaksacyjnej. Takie produkty mogą po pierwsze uszkodzić prezerwatywę, ale także zapewnić nam co najmniej tygodniowy celibat, z powodu powstania infekcji. A późniejszy stres nie jest warty chwili beztroskiej przyjemności. W tym wypadku, zostaje nam wejście pod prysznic. Który wraz z upływem wody, gasi tak pieczołowicie podnoszoną temperaturę w pokoju.

Największym moim odkryciem, jak i tajną bronią w pogłębieniu relacji z drugą osobą, było opanowanie sztuki masażu. Jeśli jeszcze tego nie próbowaliście – serdecznie polecam! To potrafi zbliżyć bardziej, niż się wydaje.

Przezroczysta, pękata buteleczka silikonowego lubrykantu Sliquid Silver z czarną etykietą i nakrętką.Czyżby sytuacja bez wyjścia? Też tak myślałam. Aż do ostatniego weekendu gdy postanowiłam zawierzyć w stu procentach opisowi producenta. I tym samym sięgnęłam po silikonowy lubrykant Silver marki Sliquid. Przyznam, że rzuciłam mu nie lada wyzwanie. Miał przekonać mnie, że warto dla niego zrezygnować z używania gadżetów erotycznych, które towarzyszyły mi w łóżku przy każdym zbliżeniu. Silikonowe gadżety mogą wejść w reakcję z żelem silikonowym i zostać uszkodzone. Nie tyczy się to stalowych czy szklanych zabawek (jak je pieszczotliwie nazywam), ale tych w swojej kolekcji jeszcze nie posiadam.

Pierwsze wrażenia

Zanim opowiem, jak się spisał to kilka słów o samym lubrykancie. Jest to dla mnie absolutna nowość. Nie miałam wcześniej styczności z marką Sliquid i niewiele o niej wiedziałam. Tym bardziej byłam ciekawa co ma do zaoferowania.

Otrzymujemy 125 ml produktu (jedyna dostępna pojemność) w zgrabnej i lekkiej, plastikowej buteleczce ze srebrno-czarną etykietą. Nawiasem mówiąc opakowanie jest niezwykle eleganckie, i na myśl przywodzi naprawdę drogi kosmetyk. I jako absolutny wzrokowiec, przyznaję, że był to główny powód dla którego właśnie się na niego zdecydowałam. Lubrykant Silver ma mój ulubiony rodzaj nakrętki. Aby odbezpieczyć wieczko, trzeba je nacisnąć we wskazanym miejscu. Wtedy unosi się z drugiej strony dziubek, którym dozujemy produkt. A to oznacza, że spokojnie może być naszym towarzyszem w podróży! Szansa na to, że sam z siebie się otworzy i rozleje spada do minimum. Natomiast jest na tyle instynktowny, że nawet mokre i drżące ręce w trakcie łóżkowych igraszek bez problemu sobie z nim poradzą!

Pod prysznic i do lizania

Oczywiście zgodnie ze swoją ideą jest wodoodporny. Do tego zyskujemy zapewnienie od producenta, że lubrykant jest wegański, hipoalergiczny oraz co istotne, wolny od parabenów i gliceryny.

Porcja przezroczystego lubrykantu Sliquid Silver spływa po wierzchu dłoni.Przyznam, że najbardziej ucieszył mnie jeden fakt: jest bezzapachowy i bezsmakowy. Miałam już kiedyś pierwsze przymiarki do żelu hybrydowego, ale zrezygnowałam, gdy poczułam jego gorycz. Oczywiście po tej sytuacji z góry założyłam, że wszystko co ma chociaż mały związek z silikonami jest niedobre (tak to była straszna generalizacja – już nie będę, obiecuję). Więc gdy tylko moje ręce zacisnęły się na nowym nabytku, wylałam trochę produktu na dłoń i… polizałam. Było to zdecydowanie, szczególne odczucie dla mojego języka, aczkolwiek jestem w stanie teraz potwierdzić, że jest neutralny dla kubków smakowych. A jeśli chcecie pójść w moje ślady, to ostrzegam, że w ustach jest równie śliski jak na skórze. O ile nie bardziej.

Wydajny i wielofunkcyjny

Czasami nie ma to jak się postawić przed faktem dokonanym, więc przygotowując się z partnerem na wspólny weekend zostawiłam w mieszkaniu wszelkie balsamy, lubrykanty oraz gadżety erotyczne, poza masażerem łechtaczki Moon Vibe od Rianne S (zobacz recenzję), ale jestem od niego uzależniona. I uzbrojona tylko w żel marki Sliquid przywitałam wieczór.

Muszę przyznać, że było to wyjątkowe doświadczenie. Po raz pierwszy dotyk naszych ciał nie musiał zostać przerwany i nie wiązały się z tym żadne konsekwencje. Lubrykant Silver pięknie rozprowadzał się po ciele, zostawiając skórę gładką, wręcz aksamitną. Nie wysychał, nie kruszył się ani nie kleił. A za to dał nam możliwość na odbycie każdego stosunku, na jaki przyszła nam ochota. Mogliśmy pozwolić sobie na zbliżenia oralne, analne jak i klasyczne. I pod każdym względem wyczuwalny był wysoki komfort użytkowania. Oczywiście dodatkowe nawilżenie dozujemy z głową! W innym wypadku, może okazać się, że jest za mokro. A wtedy naszym odczuciom będzie bliżej do jazdy na łyżwach na świeżo otworzonym lodowisku niż do aktu miłosnego. Jeśli już się tak zdarzy, że przesadzimy, to nadmiar produktu wystarczy lekko zetrzeć papierem lub wilgotną chusteczką. Nie polecam również przenosić lubrykantu na pościeli czy ubranie – chyba, że planujecie niedługo robić pranie. Żel może zostawiać ślady, przypominające rozlaną wodę.

Oczywiście dodatkowe nawilżenie dozujemy z głową! W innym wypadku, może okazać się, że jest za mokro. A wtedy naszym odczuciom będzie bliżej do jazdy na łyżwach na świeżo otworzonym lodowisku niż do aktu miłosnego.

Woda nie jest przeszkodą

Po pierwszym wielkim finale i złapaniu kilku głębszych oddechów, przyszedł czas na test prysznica. I chętnie Wam przekazuję, że został zaliczony na piątkę!

Buteleczka lubrykantu Sliquid Silver stoi na stole. Wokół znajdują się świeczka, talerzyk z pralinami i wazon z kwiatami.Więc jeśli tylko macie ochotę, to woda nie jest już przeszkodą. Nie czuć zwiększonego tarcia, które może doskwierać, gdy polegamy na innych rodzajach nawilżenia. Teraz jest to kolejne, fajne urozmaicenie do życia seksualnego. Na koniec wodnych szaleństw warto wspomnieć, że przy użyciu płynu do mycia, lubrykant bezproblemowo schodzi ze skóry.

Lubrykant do zadań specjalnych

Podsumowując, czy warto było dla tego momentu zrezygnować z innych stymulacji i zaufać silikonowemu lubrykantowi Silver? Zdecydowanie tak! Czy zrobiłabym to ponownie? Jestem pewna, że jeszcze niejeden wspólny wieczór przed nami. I obecnie nie wyobrażam sobie powrotu do olejków do masażu. Ten żel pokazał mi, że zawsze można coś udoskonalić w zbliżeniach. Ale również przekonał mnie, że jedną rzecz warto testować na różne sposoby. Dlatego też, od kilku dni nakładam go każdego ranka na końcówki moich wiecznie napuszonych i rozdwojonych włosów. I o dziwo, bardzo fajnie chroni przed uszkodzeniami manualnymi. Polecam, sprawdźcie go!

Masz ochotę poznać bliżej lubrykant Sliquid Silver? Szczegółowy opis sprawdzisz w naszym sklepie.

Avatar photo

O autorce:

Karolina

Witajcie, z tej strony Karolina. Od zawsze pasjonował mnie temat relacji międzyludzkich, szczególnie pod względem tworzenia erotycznego napięcia. Promuję również zdrowe podejście do seksualności oraz bezwarunkową miłość i szacunek do własnego ciała, czym mam nadzieję was zarażać.