K;nk Control Me kobiecym okiem o wibrującym pierścieniu dla par
Przetestowanie pierścienia erekcyjnego marzyło nam się już od dawna. Za każdym razem kiedy przechodziłam w drogerii koło półki z prezerwatywami i gadżetami, to przystawałam w lekkiej rozterce, czy może by jednak czegoś nie kupić, ale ostatecznie obawiałam się wyrzucenia pieniędzy w błoto.
Paradoks wyboru pierścieni
Nie jeden raz przeglądałam też sekcję z pierścieniami erekcyjnymi w sklepie Secret Delivery, ale mnogość wzorów i wariacji doprowadzała mnie do stanów lękowych. Nigdy jeszcze nie próbowaliśmy pierścieni i nie wiemy tak właściwie co będzie nam bardziej odpowiadało – czy te dziwne wypustki, czy może te intrygujące królicze uszka, a może jeszcze coś innego? Chciałam zacząć od czegoś prostego, co dałoby nam jakieś wyobrażenie, czy takie pierścienie to w ogóle są dla nas. W ten oto sposób w nasze ręce wpadł wibrujący pierścień erekcyjny Control Me od K;nk i myślę, że jak na nasz pierwszy pierścień erekcyjny, to trafiliśmy w dziesiątkę.
Charakteru dodają tłoczenia, które skojarzyły mi się z figurą dzwonków z talii kart. To jest zdecydowanie design, który mnie kręci – prosty, ale nie ma w sobie nic z tandety.
Pierwsze wrażenia
Oboje absolutnie przepadliśmy za designem niemieckiej marki K;nk. Pierścień znajduje się w czarnym, eleganckim pudełku, zamykanym na ukryty w wieczku magnes, a w środku zostało wyłożone gąbką, która otula pierścień. Już samo opakowanie zachęca do podarowania pierścienia w prezencie.
Sam ring wykonany jest z przyjemnego w dotyku czarnego silikonu. Na obręczy pierścienia znajduje się nakładka o kształcie walca z delikatnie połyskującym logotypem marki K;nk, który zgrabnie się wtapia w tło. Charakteru dodają tłoczenia, które skojarzyły mi się z figurą dzwonków z talii kart. To jest zdecydowanie design, który mnie kręci – prosty, ale nie ma w sobie nic z tandety.
W tej nakładce umieszczony został „nabój”, który odpowiada za funkcję wibrowania. Z boku mamy guzik, który uruchamia jeden tryb wibracji i go wyłącza. Najfajniejsze jest to, że nabój ten można łatwo wyciągnąć i bezpiecznie umyć pierścień po zakończonej zabawie – wystarczy wypchnąć palcem nabój z wnętrza pierścienia i voila! To sprawia, że pierścień jest bajecznie prosty do czyszczenia. Jedynym minusem czarnego silikonu jest to, że łatwo zbiera wszelkiego rodzaju kłaczki i pyłki.
Zaskakujący komfort użycia
Oboje z parterem mieliśmy pewne obawy, że obręcz, która bezpośrednio jest zakładana na penisa będzie zbyt sztywna i będzie powodowała jakiś ucisk i dyskomfort. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie się martwiliśmy, bo ten silikon jest na tyle elastyczny, że nie sprawia kłopotów podczas zakładania i można spokojnie zmienić ułożenie pierścienia już w trakcie seksu (na przykład kiedy zmienimy pozycję) a jednocześnie nie zsuwa się ani nie przemieszcza nieproszony.
Natomiast jeden tryb wibracji może nam rekompensować partner poprzez zmianę tempa pchnięć, głębokości czy docisku pierścienia do łechtaczki – tutaj jest naprawdę spore pole do popisu. Spodziewałam się też, że pierścień szybko pożre całą energię z tych malutkich bateryjek, ale jak na razie po wspólnych kilku testach wciąż działa i nie stracił na swojej mocy.
Doskonały gadżet dla par
Patrząc na ring Control Me kobiecym okiem, to z jednej strony pierścień jest świetny, bo możemy pobudzać łechtaczkę w trakcie penetracji bez konieczności gmerania palcami lub wibratorem, co czasami potrafi być niewygodne. Z drugiej strony w jakiś sposób tracimy kontrolę nad własnym orgazmem, bo w dużej mierze jest uzależniony od wyczucia partnera. Z trzeciej strony to wymusza lepsze komunikowanie naszych potrzeb – otwarte mówienie, kiedy jest przyjemnie, kiedy jest w punkt, a kiedy zupełnie poza bandą.
AKTUALIZACJA
Wibrujący pierścień Control Me K;nk nie jest już dostępny w sprzedaży.