Hot Octopuss Pulse Queen – nowa królowa wśród masażerów łechtaczki?
Musimy przyznać, że grono masażerów łechtaczki, które przewinęło się przez naszą sypialnię jest naprawdę liczne – i jak do tej pory naszym subiektywnym zdaniem liderką w tym rankingu pozostaje osławiona Sona od LELO. Czy to jednak oznacza, że możemy spocząć na laurach w poszukiwaniu ideału? Pytanie retoryczne rzecz jasna!
Hot Octopuss jest marką znaną nam głównie z rozwiązań dla osób z penisami – oczywistym jest więc, że wzbudziło naszą ciekawość wypuszczenie przez nich pulsującego masażera dedykowanego łechtaczkom. Czy to się może udać? Sprawdźmy!
Zwyczajne opakowanie
Mówią, żeby nie oceniać książki po okładce – i tak samo zapewne nie powinniśmy oceniać gadżetu po jego opakowaniu.
Trudno nam jednak oprzeć się zwróceniu na nie uwagi – jest to dla nas ważne na tej samej zasadzie, jak pięknie zapakowane prezenty. Tutaj spotkało nas pewne rozczarowanie – mamy prosty kartonik o całkiem przyjemnym, lecz niewyszukanym designie. Otwierając go od góry wysuwamy dość toporną plastikową wytłoczkę – i to w zasadzie tyle. Bez zaskoczeń, bez finezji. Na plus zdecydowanie obecność materiałowego woreczka pomagającego ochronić zawartość przed kurzem i zanieczyszczeniami – zarówno w domu, jak i w podróży. Naszym zdaniem powinien to być stały element dołączany do gadżetów – podobnie jak kabel ładujący i instrukcja obsługi, które oczywiście również tutaj znajdujemy.
Przewrót w sterowaniu
Sam masażer pokryty jest jedwabistym silikonem w żywym kolorze morskiego turkusu. Uchwyt jest dobrze wyprofilowany i wygodnie leży w dłoni. Znajduje się na nim panel z trzema przyciskami: okrągłym guziczkiem, którym włączamy/wyłączamy urządzenie i zmieniamy tryb wibracji (mamy ich 7) oraz „+” i „-” zmieniające ich natężenie (do wyboru aż 9 poziomów). Dość istotny jest tutaj fakt, że panel znajduje się po zewnętrznej stronie zabawki, a nie tak jak zazwyczaj od strony ciała. Powoduje to, że zamiast obsługiwać ją kciukiem musimy użyć do tego pozostałych palców, co może być dość kłopotliwe, zwłaszcza jeśli przywykliśmy do innego sterowania.
Nina: Przystąpiłam do testów jak zawsze pełna zapału – niestety został on nieco ostudzony przez konieczność szukania przycisków na panelu „po omacku”. Tak jak na samym początku było to raczej drobną przeszkoda, tak w toku zabawy manewrowanie przyciskami stawało się bardziej kłopotliwe. Sprawiło to, że chętniej niż samodzielnie używałam gadżetu do seksu w parze – oddając przyciski pod kontrolę partnera.
Doznania z pulsowania
Producent informuje, że w Pulse Queen zastosowana została autorska technologia PulsePlate, dzięki której generowane są drgania o wysokiej amplitudzie rozchodzące się w głąb ciała. Gadżet jest wodoodporny, co pozwala włączyć go do akcji w każdych warunkach oraz znacznie ułatwia jego czyszczenie.
Nina: Drgania są faktycznie bardzo intensywne, a ruchoma wypustka przy maksymalnej intensywności porusza się tak szybko, że ciężko ją dostrzec. Ku mojemu zaskoczeniu nie przełożyło się to jednak na intensywność doznań – miałam wrażenie, że drgania uciekają gdzieś na boki zamiast penetrować w głąb ciała – być może wynika to z wielkości i kształtu wypustki sprawiającego, że dość trudno o idealne dopasowanie jej do ciała? Wrażenia płynące z zabawy przypominały bardziej klasyczne wibrujące masażery, niż technologie powietrzne lub soniczne. Orgazm? Jak najbardziej możliwy do osiągnięcia, ale w moim przypadku wymagało to trochę pracy oraz zastosowania wyższych prędkości drgań.
Drgania są faktycznie bardzo intensywne, a ruchoma wypustka przy maksymalnej intensywności porusza się tak szybko, że ciężko ją dostrzec. Ku mojemu zaskoczeniu nie przełożyło się to jednak na intensywność doznań.
Niedyskretny kompan
Matt: Masażer całkiem nieźle sprawdził się w seksie partnerskim – dość wygodnie mi się go obsługiwało, a duża drgająca końcówka ułatwiała trafienie w odpowiedni punkt, gdy jest się w ruchu. Niestety przy jednoczesnej penetracji mógł być zastosowany jedynie w niektórych pozycjach ze względy na raczej spore rozmiary całego korpusu. Z obserwacji wydawało mi się również, że sprawienie partnerce wymiernej przyjemności wymagało więcej czasu w porównaniu do innych gadżetów, które posiadamy. Warto mieć na uwadze, że silniczek pracuje bardzo głośno, szczególnie przy mocniejszych trybach – Pulse Queen będzie raczej kiepskim wyborem dla osób, którym zależy na ciszy i dyskrecji.
Masażer całkiem nieźle sprawdził się w seksie partnerskim – dość wygodnie mi się go obsługiwało, a duża drgająca końcówka ułatwiała trafienie w odpowiedni punkt, gdy jest się w ruchu.
Komu da satysfakcję?
Wracając do wstępu, czy Królowa od Hot Octopuss zdetronizowała naszą poprzednią faworytkę? Niestety nie – co jednak nie znaczy, że nie znajdzie swoich fanów. Naszym zdaniem może spodobać się szczególnie cipkom preferującym tradycyjne wibracje na większym obszarze ponad bezdotykową stymulację skupioną na łechtaczce. Zainteresować się nią mogą również pary oraz osoby lubiące spore, pewnie leżące w dłoni zabawki. Nam testowanie gadżetu sprawiło sporo przyjemności i zapewne będziemy po niego sięgać raz na jakiś czas – aczkolwiek nie zostałby on na ten moment elementem naszego sypialnianego niezbędnika.
Po przeczytaniu chcesz sprawdzić pulsujący masażer łechtaczki Hot Octopuss Pulse Queen? Znajdziesz go w naszym sklepie.