Wibrator Rave od We-Vibe pulsacyjne rytmy i sterowanie telefonem
Zapewne jak wielu z Was, okropnie brakuje mi w obecnych czasach szalonych, ravewowych imprez. Z nieskrywanym żalem wspominam z partnerką ostatnią potupaję. Ekscytację (ekstazę?), dzikość i szybki rytm rozlewające się po całym ciele ciepłymi, aksamitnymi wibracjami. Rezonowanie muzyki w trzewiach z każdym uderzeniem oraz ekspresja wywołanej tańcem ekscytacji były doświadczeniami, których tam poszukiwałyśmy. Pieszczoty setów i spazmy ciała w odpowiedzi.
Teraz wyobraźcie sobie takiego rave’a w skali mikro. W skali Waszego pokoju? Nie, jeszcze mniejszej. Wyobraźcie sobie rave’a w swojej dłoni lub dłoni Waszego/j partnera/ki. Wycelowane tam, gdzie najbardziej lubicie; tam, gdzie rytmiczne wibracje zaczną rezonować z taką siłą, że mimo uginających się kolan, będziecie kontynuować rozkoszny taniec. Aż zadacie sobie jedno, najważniejsze pytanie: może pora na aftera?
Lekkie załamanie w środkowej partii, nadające mu formę bumerangu, składało obietnicę precyzji i wygody użytkowania.
Pierwsze wrażenia
Wibrator Rave firmy We-Vibe przyszedł do nas w dyskretnym, minimalistycznym opakowaniu. Niepozorne pudełko okazało się skrywać bardzo dizajnerskie cacko.
Zabawka, zrobiona z bezpiecznego silkonu o śliwkowym kolorze, jest przemiła w dotyku za sprawą satynowego wykończenia. Jej zarys wznosi się łagodnymi falami, nadającymi mu aerodynamiczny kształt przypominający gadżet rodem z filmu sci-fi. Tutaj właśnie wkracza spryt dizajnu – nie dość, że główka tego badboya została poszerzona tak, aby jak najdokładniej ocierać się o punkt G, to jeszcze migdałowaty przekrój utworzył po obu stronach wibratora stymulującą krawędź. Dodatkowo, lekkie załamanie w środkowej partii, nadające mu formę bumerangu, składało obietnicę precyzji i wygody użytkowania. Przy oglądaniu zauważyłyśmy, że wibrator jest wyważony i nieźle leży w dłoni, na co zaczęłyśmy zwracać uwagę po zakupie jednego bubla, którego nieforemność skutecznie utrudniała użytkowanie. Pierwsze wrażenie? Byłyśmy zachwycone.
Przyjemne bity do zabawy solo
Oczywiście piękno to nie wszystko. Natychmiast więc rozbudziłyśmy uśpione serce naszego nowego gadżetu i z zachwytem odkryłyśmy, jak rozkoszne bity może nam zagrać. Jako posiadaczka bardzo wrażliwej na dotyk łechtaczki, szybko doceniłam tryby o zmiennej mocy. Zwykle wibratory pulsacyjne drażniły ją, często psując mi łechtaczkową stymulację. Rozbudowane, pulsacyjne rytmy Rave całkowicie zapobiegają przestymulowaniu najwrażliwszych partii, natomiast zmienna siła wibracji gwarantuje indywidualne dopasowanie intensywności pieszczot.
Istotne było dla nas również sprawdzenie jak projektanci poradzili sobie z kształtem do pieszczenia punktu G. O ile forma główki rzeczywiście bardzo przyjemnie wpasowuje się we wnętrze pochwy a niezliczona liczba fikuśnych trybów wibracji zapewnia nie lada rozrywkę, tak okazało się, że gadżet jednak nie jest aż tak dobrze wyważony. Szczególnie daje to się we znaki w trakcie seksu partnerskiego – wibrator okręca się i trudno utrzymać go w dobrej pozycji (zwłaszcza w przypadku osób obdarzonych drobnymi dłońmi, do których się zaliczamy). Dodatkowo bardzo ciężko jest wymacać na nim guziki, co znacznie utrudnia manualną zmianę biegów. Co prawda na ratunek tutaj przychodzi aplikacja na telefon We-Connect, dzięki której można komórką zmieniać tryby jak pilotem. Jednak w trakcie zbliżenia nie zawsze jest czas (albo chęci) na sięgnięcie po telefon.
Wystarczy narysować dowolny szlaczek na ekranie telefonu: aplikacja przetworzy go na autorskie bity, gotowe podbić serce Twoje lub Twojej/go wybranki/ka.
Kreatywne zabawy na odległość
Niewątpliwym jednak plusem wibratora Rave jest możliwość tworzenia własnych trybów wibracji. Proces jest dziecinnie prosty: wystarczy narysować dowolny szlaczek na ekranie telefonu: aplikacja przetworzy go na autorskie bity, gotowe podbić serce Twoje lub Twojej/go wybranki/ka.
Brzmi jak dobry pomysł na ciekawą grę wstępną lub umilenie czasu partnerce/owi, nawet z najdalszego zakątka świata. Jest to świetna opcja dla osób w związku na odległość lub tych chcących umilić sobie rozłąkę (must have w dobie pandemii, gdy wielu z nas niespodziewanie zostało uziemionych z dala od drugiej połówki).
Niestety do miejsc w których można użyć Rave nie zalicza się wanna: szaleństwa w wodzie odpadają, ponieważ ładowarka nie jest dotykowa (trzeba ją wpiąć w łożysko). Silikonowa ochronią sprawia jedynie, że gadżet jest anti-splash.
Dla kogo?
Jak sami widzicie, doszukałam się zarówno wielu plusów jak i minusów. Bez wątpienia to cacuszko wydobywa z siebie najprzyjemniejsze wibracje, jakich doznała moja cipka. Jednak bardzo cenię sobie wygodę użytkowania i niestety tutaj w mojej opinii gadżet nie sprawdził się najlepiej. Czy polecam? Zależy od potrzeb: nie jest to najlepsza zabawka do użytku w trakcie seksu partnerskiego, jaka wpadła mi w ręce. Jednak naprawdę dobrze będzie się nadawać na solówki lub zabawy na odległość z partnerem/ką. Jeśli tego właśnie szukasz, go for it 🙂
Recenzja pozostawia niedosyt? Szczegółowy opis wibratora Rave sprawdzisz w naszym sklepie.