Wiem, że się powtarzam, ale lubię ładne rzeczy. W kontekście gadżetów erotycznych najbardziej ciągnie mnie do tych nietypowych, i to w bardzo różnym tego słowa znaczeniu. Dlatego możecie już przeczytać moją recenzję zarówno kolorowego minikróliczka Moqqa Surfer jak i minimalistycznego Uma od Je Joue.
Swój pierwszy w życiu lubrykant kupiłam w bardzo konkretnym celu – do aplikacji kulek gejszy, swojego (ówcześnie) jedynego gadżetu erotycznego. Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby wykorzystać go podczas seksu, wydawało mi się to całkowicie zbędne – przecież nigdy nie miałam problemu z nawilżeniem pochwy.
Nawet w swoim krótkim opisie, który możecie przeczytać pod każdą recenzją mojego autorstwa wspomniałam, że kocham ładne rzeczy. Cały czas zachwyca mnie jak różnorodny jest świat gadżetów erotycznych. Od materiałów, z jakich są one wykonane, po ich przeznaczenie, styl, kolor, fakturę, funkcję, rozmiar i kształt.
Nie ukrywam, że zdecydowanie największą przyjemność sprawia mi stymulacja łechtaczki, jest to dla mnie najszybszy sposób na osiągnięcie orgazmu. Z tego powodu mój wybór, żeby przetestować miniwibrator Surfer marki Moqqa może się więc wydać na pierwszy rzut oka mało oczywisty.