Dildo Miss V Darling i odkrywanie ciała na nowo | Recenzja


Miss V to kolejna marka na niemieckim rynku gadżetów erotycznych. W ich propozycjach znajdziemy kolorowe produkty, w bardzo przystępnych cenach, zarówno dla kobiet jak i dla mężczyzn. Śmiało więc można uznać, że marka celuje w osoby początkujące, które stawiają pierwsze kroki w zabawach gadżetami erotycznymi i chcą spróbować nowości.
Ja z całej gamy produktów wybrałam niepozorne, różowe dildo, które zauroczyło mnie swoim kształtem i maleńkim, ozdobnym serduszkiem. Darling, bo tak nazywa się dildo, zapakowane jest w tekturowe czerwono-różowe pudełko. Niby nic szczególnego, ale na jednym z boków pudełka, producent umieścił rysunki i nazwy wszystkich pozostałych produktów marki, co dla mnie jest po prostu urocze. Wiem, że pewnie spora część osób nie zwróci na to szczególnej uwagi, ale ja bardzo lubię takie dodatkowe smaczki.
Kształt, czyli to co mnie urzekło na samym początku. Dildo Darling nie jest dla mnie ani za duże, ani za małe, to taka przyjazna wielkość.
W środku, na plastikowej podkładce znajdziemy dildo i ulotkę dotyczącą pielęgnacji, sposobów czyszczenia i samego użytkowania. Darling zostało wykonane z silikonu medycznego, jest więc bezpieczne dla ciała, aksamitne w dotyku, hipoalergiczne i może być używane wyłącznie z lubrykantami na bazie wody.
Kształt, czyli to co mnie urzekło na samym początku. Dildo nie jest dla mnie ani za duże, ani za małe, to taka przyjazna wielkość. Całkowita długość to nieco powyżej 17 cm, ale trzeba odliczyć fragment, który należy trzymać. Podczas używania czuje się przyjemne wypełnienie, ale nic nie uwiera i nie obciera. Choć oczywiście to co dla mnie jest plusem, dla kogoś innego może być minusem.
Zakręcony ogonek na końcu sprawia, że dildo podczas zabawy dobrze leży w dłoni i nie wyślizguje się, nawet pod wpływem lubrykantu. Pogrubiona i skierowana ku górze końcówka ma za zadanie pomóc nam odnaleźć punkt G. Darling dzięki bezpiecznemu zakończeniu można użyć także do zabaw analnych (np. stymulacja punktu P u mężczyzn) lub masażu łechtaczki. Myślę, że dobrze sprawdzi się u kobiet, które nie lubią masturbować się palcami bądź dłonią.
Przyznaję, że jestem raczej leniwą osobą i zdecydowanie lubię gadżety, które większość roboty odwalają za mnie. Sięgając jednak po dildo trzeba się nastawić na pracę własną i tutaj ujawnia się kolejny plus Darling. Jest lekkie! Uwierzcie mi, że po kilkunastu minutach zabawy ręka może odmówić posłuszeństwa, waga więc ma tu spore znaczenie. No, chyba że nie używacie ręki własnej, a partnera, wtedy to nie jest aż tak ważne.
Największą frajdę dildo sprawiało mi w połączeniu z masażerem łechtaczki. Gdy czułam, że orgazm jest już na horyzoncie, sięgałam po We-Vibe Tango (zobacz recenzję) lub serducho od Rianne S (zobacz recenzję). Dzięki temu czułam podwójną stymulację, a mięśnie pochwy zaciskały się na gadżecie, co potęgowało przyjemność.
Mimo, że zdecydowanie bardziej wolę wibrujące gadżety, to lubię od czasu do czasu sięgnąć po coś manualnego. Poświęcam sobie wówczas więcej czasu i odkrywam swoje ciało na nowo. Nie wiem czy dildo Darling to produkt dla każdego, zwłaszcza jeśli ma to być pierwszy gadżet. Wiem natomiast, że inwestycja jest na tyle niewielka, że warto się samej przekonać.